Rozbójnickie życie Tomka Sawyera



Jedną z pierwszych książek jakie przeczytałam w te wakacje były własnie Przygody Tomka Sawyera. Pamiętam, że jeszcze dziecięciem będąc bardzo chwaliłam sobie tą lekturę, ale teraz kiedy mam dodatkowych paręnaście lat jeszcze bardziej doceniłam humor jej autora. Dawno się tak nie śmiałam nad książką! Do tego, mogłam z sentymentem przywołać własne wspomnienia z dzieciństwa, które również obfitowały w przednie historie. Budowało się domki na drzewie i szałasy (co nigdy nie kończyło się niestety sukcesem...), gwizdanie na trawie było tajnym sygnałem, montowało się łuki, a patyki były jedną z najlepszych broni w walce z niewidzialnymi przeciwnikami. Ehh to były czasy... Pamiętam też, że byłam całkiem niezła w opowiadaniu bajek, chociaż nie wiem czy to dobre określenie, bo niektóre historie naprawdę  potrafiły zmrozić krew w żyłach ( a przynajmniej przyprawić o naprawdę paskudne ciarki). Były to historie o wodnikach, syrenach i innych potworach. Dzieciaki bardzo lubiły tego słuchać, a ja opowiadać. A robiłam to tak przekonywająco, że potem sama bałam się czasem pływać w jeziorach, wyobrażając sobie jak ohydna,zielona ręka łapie mnie za nogę i wciąga pod wodę*.

Zaraz po przypomnieniu sobie bohaterskich poczynań Tomka, zabrałam się za Przygody Hucka. Ta książka nie była u nas lekturą szkolną więc zasiadłam sobie do niej po raz pierwszy. A z racji tego, że są wakacje zaczęłam ją czytać między 2.00, a 3.00 w nocy. I to nie był zbyt dobry pomysł, bo lajfstajl Tomka przy Hucku był jak beztroski szczeniaczek z różową kokardką, goniący za kolorowym motylkiem. Wybałuszałam więc gałki oczne, nie mogąc uwierzyć, że napotykam wzrokiem to co napotykam**. Tak, że noc była, można powiedzieć zaawansowana, a moja wyobraźnia mimo upływu lat wciąż wykazywała młodzieńczą werwę. Na kimś innym może by to nie zrobiło większego wrażenia, ale kiedy człowiek nastawia się na drewniane proce i co najwyżej wesoło trzaskające ogniska w środku nocy, a już na starcie dostaje odstraszanie duchów, zabobony związane ze zdechłymi kotami, alkoholizm w najgorszej postaci i przemoc wobec nieletnich z udziałem broni to wie, że zasnąć mu przyjdzie  między 8.00, a 9.00 rano.

Cóż! Polecam bardzo ciepło (ups, wiem, ze to teraz faux pas tak mówić***) te dwie książki, nie tylko idealnie rozgrzewają (no niech to, znowu!) wakacyjnego ducha,  ale też znakomicie teleportują w odległe miejsca i czasy (nie tylko te, o których mowa w książce).




 *Nawet na długo po tych wydarzeniach nie raz o mało nie dostawałam zwału kiedy jakiś niewinny, malutki wodorost musnął pod wodą moją stopę.
** Przestałam się też dziwić, dlaczego nie mieliśmy tego w podstawówce wśród lektur.
*** Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że niby od niedzieli ma zacząć padać. Cały tydzień. I ma być czasem nawet poniżej 20 stopni. Zobaczymy.


Komentarze

  1. gdzie to takie piękne, dzikie szuwary?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Hucka przeczytałam jako pierwszego. Zachęciłaś mnie żeby wrócić do tych ksiażek:)

    Piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  3. jak cudnie! wiesz, że chyba sama powrócę do tych książek :) przywołałaś wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne klimatyczne zdjęcia :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jesteś niesamowita <3 dziękuję za pozwolenie mi wkroczenia do twojego świata <3
    http://coeursdefoxes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Beautiful pictures
    You look amazing

    Love Vikee
    www.slavetofashion9771.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz