Okres fashion weeków zaczął, się już na dobre. Ten w Nowym Yorku mamy już za sobą, dziś zaczął się Londyński. Póki co ogarnął mnie lekki przestrach ponieważ przeglądając pokazy z NY, oprócz Very Wang nie natrafiłam na nic co zaliczałoby się do obszaru preferowanej przeze mnie stylistyki. Jeśli tak dalej pójdzie jesień/zima tego roku może (oby nie!) zapoczątkować okres w modzie, na który spoglądać będę niechętnym okiem. Z drugiej jednak strony, zwracam sama sobie w myślach uwagę, na drobny fakt jakim jest to, że to dopiero początek, przedsionek tygodni mody i nie ma co marszczyć brwi. Czarnowidztwo nie jest wskazane. Zobaczymy co pokaże Paryż i Mediolan. Wtedy sprawa się rozstrzygnie. Także, oprócz czarnych chmur na horyzoncie jestem kobietą przy nadziei.

Ok, no to tak było a propos tego co lubię lub nie, co jest w zgodzie z moją estetyką, a co jest jej odległe, ale nie jest to główna myśl, którą chciałam się tu dzisiaj podzielić. Myśl ta dotyczy czego innego, a jednak temat ten wielokrotnie wraca w czasie tygodni mody, w czasie kiedy to nagle w jednym miejscu gromadzi się znacząca ilość dusz zainteresowanych tematem. Daje to sposobność przyjrzenia się tej zbiorowości, dokonania analizy pod tym czy pod innym kątem. Do czego zmierzam? Ano interesują mnie właśnie Często spotykane komentarze, komentarze krytykujące pewne zjawiska, pewne prawidłowości. Jest to sprawa dla mnie bardzo interesująca, zastanawiam się nad nią już parę lat. Początkowo byłam mocno zirytowana brakiem  otwartości umysłu, brakiem zrozumienia, teraz po przetrawieniu tego i owego, podchodzę do sprawy spokojniej, moje emocje są bardziej wyciszone, stonowane, a jednak wciąż obieram stanowisko dalekie od piętnowania tego o czym zamierzam, zaraz napisać parę skromnych słów człowieka z ludu, acz pozwalam siebie znajdywać jako człowieka posiadającego rozum i również (uwaga, bo to niekoniecznie jest oczywiste) człowieka korzystającego właśnie ze swojego rozumu, nie kogoś tam innego, za kim łatwo, bezproblemowo i bezmyślnie ze strony własnej, można powtórzyć (coś w tym stylu...). 

Do sedna, bo zanim napiszę o co mi właściwie chodzi 90%  czytających odpuści, machnie ręką i wróci na facebooka sprawdzić czy aby kogo nowego nie nominowali do wydojenia piwa duszkiem. 
Otóż! Jest mocna, nie powiedziałabym może, że nagonka, ale intensywna, masowa dezaprobata wobec jednostek charakteryzujących się wyrazistością noszonych przez siebie ubrań, które znacząco wychodzą poza ramy ogólnie przyjętych norm pod tym względem. Ulubionym hasłem opozycji jest tzw "bal przebierańców", natomiast standardowe argumenty brzmią niezmiennie tak samo: "należy się ubierać, a nie przebierać", "założą wszystko byleby zwrócić na siebie uwagę", "wszystko pod publiczkę", "przecież nikt normalny się tak na co dzień nie ubiera"... i tak dalej, i tak dalej... Cóż, jeśli chodzi o ubieranie/przebieranie, popełniłam kiedyś parę słów w tym kierunku, wiec nie będę już się tu o tym rozpisywać. Natomiast! Razi mnie niekonsekwencja autorytetów, tudzież "autorytetów" (które, to dziwne, ale bardzo lubią się na konsekwencję powoływać i podkreślać jej niezaprzeczalną wagę), jaka objawia się w momencie gdy NAJPIERW wykazują żal wobec polskich ulic, a że za mało kolorowe, że ludzie bardzo zachowawczo się ubierają, wykazuje się również pragnienie by te ulice były jednak mniej ubogie we wzory, kolory, a nie tylko posępna szarość, czerń, nijakie tłumy... A ZARAZ POTEM te same osoby gardzą ekstrawagancją, potępiają tzw kolorowe ptaki i nie wahają się sięgać po powyższe argumenty. Przepraszam, czy to jest rozdwojenie jaźni, amnezja, stosowanie podwójnych standardów, o co chodzi? Jeśli coś wspierasz to wspieraj to do końca, jeśli potępiasz to nie wyrażaj wcześniej czegoś zupełnie odwrotnego bo ludzie, którzy cię słuchają/czytają zbaranieją. Jeśli zależy ci na barwnych, ciekawych ulicach to nie piętnuj łatką przebierańca, tych którzy mogą stanowić wzór do naśladowania dla innych, którzy mogą zapoczątkować powolne nieśmiałe zmiany, zachęcić do zabawy modą, wzorem, kolorem i fasonem. Bo jeśli w kółko będzie się na takie osoby psioczyć i boczyć, że za bardzo sobie poszalały, że wydziwiają, to jednocześnie wyznacza się trend, że tak naprawdę eksperymenty są złe, wychylanie się jest złe, ograniczenia są o b o w i ą z k o w e, normy niezbędne i niepodważalne, a awangarda to kuriozalny kaprys jakiś dziwnych ludzi, których MY normalnie ubrani, szanujący się, poważni ludzie powinniśmy piętnować za ich wybryki. 

Ja wiem. Ja wiem, że czasem jest tak, że jak nie ma się za wiele tulipanów w ogrodzie to się chce żeby ich było więcej, a jak tulipany obrosną go całego to się nimi rzyga (super metafora, ale nie miałam innej pod ręką), jak następuje przesyt to każdy ma dosć, wiem, że niektórzy faktycznie podejmują się desperackiej misji zostania dostrzeżonym na fw, ja wiem, że są tacy ludzie, nieautentyczni w tym co robią, a ich chwilowy wizerunek podyktowany jest zaistnieniem, zdobyciem maksymalnej uwagi innych, skupieniem jej na sobie poprzez ubiór. Desperacja to rzecz niefajna, ALE również bardzo niefajna jest beztroska z jaką przychodzi ludziom ocena czy desperacja faktycznie wystąpiła, czy wystąpiło "pogubienie się", "zatracenie" czy może wykryto właśnie "autentyczność" i "wierność własnej osobowości". Dlatego też nie lubię, nie przepadam, a wręcz mam alergię na wszelkie publiczne ocenianie przez autorytety/ "autorytety" stylizacji, kreacji, tudzież ogólnego wizerunku innych jednostek. Już nie wspominając o tym, że ci którzy się tego najczęściej i najchętniej podejmują robią to w sposób chamski i zaawansowanie prymitywny. 

Osobiście znam ludzi, którzy są duszami mocno kreatywnymi, stanowczo nieszablonowymi, pełnymi ekspresji, takie osoby nierzadko wyrażają potrzebę ukazania tego na zewnątrz poprzez ubiór. Niektórzy, używają określenia "przedłużenie własnej osobowości" i w sumie poniekąd zgadzam się z tym określeniem bo jakby nie patrzeć to przedłużenie jest powleczeniem tego co nienamacalne w fizyczną powłokę, którą i inni przedstawiciele gatunku będą potrafili dojrzeć. Jako, że znam takich ludzi wiem, że nie jest to bajka wyssana z palca. Oni po prostu postępują w zgodzie ze swoim wnętrzem. I tutaj nadchodzi moment, w którym muszę wspomnieć o mojej kolejnej alergii, która momentalnie uaktywnia się kiedy słyszę twierdzenia typu: "Aa bo na takie coś to ma monopol tylko Dello Russo", czy ktoś tam... To co, innym trzeba już kategorycznie zabronić, tak? Absolutnie się z czymś takim nie zgadzam.

Ubiór nie powinien należeć do spraw śmiertelnie poważnych (nie mam tu na myśli sytuacji, gdzie się tego ubioru nie ma a wokół panują warunki atmosferyczne solidnie temu niesprzyjające), wielokrotnie można usłyszeć, że moda powinna stanowić zabawę, przyjemność. Ja wiem, że jest ona również dla niektórych pracą, źródłem utrzymania i akurat oni mają prawo się spinać pod względem, ale pozostali użytkownicy?  
Ubiór nie powinien powodem prześladowania, okrutnych kpin, wartościowania: osoba lepsza-gorsza, a tak się ciągle zdarza bo autorytety/ "autorytety" wciąż podejmują się publicznych ocen, niewybrednej krytyki i wytykania palcami. Dziś naplują na to, jutro na tamto, a kiedy gęsty tłum mówiący "daj, daj" poskreśla z listy wszystkie niewskazane, lub niegodne prawidłowo ubranej osoby rzeczy, to na tej liście nie pozostanie już nic innego. 



Komentarze

  1. Bardzo ciekawe przemyślenia. Powinniśmy wziąć je sobie do serca. Serdecznie pozdrawiam.
    http://balakier-style.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kokijaże, cieszę się, że to Ty poruszyłaś ten temat. Pozwoliłam sobie na udostępnienie owego wpisu u siebie na fanpage'u.
    Myślę, że dużej części społeczeństwa ocenianie zbyt łatwo przychodzi. Rzekłabym nawet, co jest trochę przerażające, że spełnia ono pewne funkcje socjalizujące - nagłe masowe połączenie ludu w imię sprowadzenia tego "innego" barwnego na ziemię, albo i jeszcze niżej. I ten lud razem potem krytykuje i komentuje, czuje więź ze sobą, bo jak wiadomo, wspólny "wróg" łączy. Tyle, że tak jak napisałaś to za co ktoś jest chwalony, to inny krytykowany. Jeden może się nosić kolorowo, a inny będzie okrzyknięty przebierańcem. Z resztą wystarczy popatrzeć na strony ze street fashion i komentarze jakie pojawiają się tam.
    Też jestem zdania, że nie ma czegoś takiego jak "zarezerwowane" dla dello Russo, Macademian Girl, czy Miry Dumy albo Bryan Boya. To, że ktoś połączył paski z groszkami i dorzucił do tego złotą biżu nie znaczy, że cała reszta świata ma przestać to nosić. Choć z drugiej strony wydaje mi się, że łatwo poznać kto ubiera się tak "przebierańcowo" by wzbudzić chwilową ekscytację swoją osobą.

    Jednak wniosek jest jeden - dopóki kogoś nie poznamy, nie wiemy i nie zgadniemy co dla kogo jest autentyczne i jest jego odzwierciedleniem w stroju.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie. Widzę, ze po raz kolejny zajmujemy to samo stanowisko co do danej sprawy.
    A tak przy okazji, frapuje mnie jeszcze jedna zabawna rzecz, którą zaobserwowałam, a mianowicie to, że ludzie uwielbiają wprost zachęcać do dystansu do siebie samego, wytykają jego braki... hmm, szkoda że już nikt nie zaproponuje zdystansowania się co do innych, nie, tutaj nikt do tego nie nawołuje. Ty siebie sam traktuj z dystansem, a my tymczasem całkiem serio i poważnie będziemy Cię oceniać. To mi nie wygląda na uczciwy układ ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawe że na początku wpisu sama niejako krytykujesz pokazy na tegorocznym NY [łagodnie co prawda, ale jest to krytyka] a potem tak bardzo przeżywasz, że ktoś skrytykował kogoś innego. jak ludzie zachwycają się czyimś strojem/stylizacją to jest ok, a kiedy ktoś wyrazi dezaprobatę to już nie ok? dlaczego? to i to jest oceną. [nie mam tu na myśli chamskich i prostackich komentarzy].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehh... Po pierwsze gdzie Ty w pierwszym akapicie widzisz krytykę? Jest jedynie informacja, że nie znajduję niczego dla siebie: "nie natrafiłam na nic co zaliczałoby się do obszaru preferowanej przeze mnie stylistyki" sorry, ale czytanie ze zrozumieniem się kłania. Poza tym GDYBYM faktycznie napisała słowa krytyki w stronę kolekcji to byłaby to krytyka produktu, a nie konkretnych ludzi, zauważasz różnicę?

      Temat ocieniania jest bardzo rozległy i skomplikowany, charakteryzujący się wieloaspektowością, ciężko jest, a wręcz nie można jednoznacznie powiedzieć, że poddawanie jednostek publicznej ocenie jest permanentnie złe, nie tego powiedzieć nie mogę, tutaj nie ma czerni i bieli. Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie powtarzająca się prawidłowość, którą starałam się opisać w akapicie trzecim. Natomiast to co złe jest w ocienianiu zarówno tym pozytywnym jak i negatywnym (chociaż u nas w Polsce pozytywnego jak na lekarstwo, a negatywna energia króluje w najlepsze) zawarłam w akapicie ostatnim.

      Usuń
    2. jest to również ocena, negatywna bo wyrażasz opinię ze "nie znalazłaś niczego...", a więc w efekcie to co widzisz na wybiegach nie podoba Ci się. to jest Twoja opinia, ale przekaz jest właśnie taki. kolekcja nie tworzy się sama, więc krytykując kolekcję krytykujesz poniekąd jej twórcę.
      jeśli krytyka dotyczy czyjegoś ubioru to naprawdę utożsamiasz to z krytyką tej osoby? może nie podobać mi się/ "nie być w preferowanej przeze mnie stylistyce" strój danej osoby, a jednocześnie mogę ją lubić/szanować/nie mieć do niej nic. jeśli kogoś raz pochwalę/wyrażę aprobatę to już zawsze muszę to robić? czasem negatywna ocena, wyrażona w dobry sposób jest o wiele bardziej wartościowa niż pochwała. może i w Polsce pozytywnego oceniania jest jak na lekarstwo, ale z drugiej strony ludziom bardzo trudno jest przyjąć krytykę [znów wykluczam taką, która jest chamskim i prostackim komentarzem].

      Usuń
  5. Przekaz jest taki, że nie znalazłam niczego dla siebie, więc proszę nie przekręcaj go i nie poddawaj nadinterpretacjom bo właśnie mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem tego jak to osoba zewnętrzna wie lepiej co autor miał na myśli, niż nawet sam autor. W tym wypadku był przedmiotem był tekst ale tak samo jest z noszeniem stylizacji i masą innych rzeczy, osoby zewnętrzne ZAWSZE WIEDZĄ LEPIEJ :) A czasami wystarczy zapytać :) Bo prawda jest taka że masa sylwetek z NY mi się podobała, ale podobała na zasadzie, że chętnie widziałabym je na innych osobach, wtedy mogłabym je podziwiać, natomiast ja czułabym się w podobnych rzeczach nieswojo i jak nie ja, dlatego pozostają one poza jak już to powtórzyłam 10 razy "moją stylistyką".

    Zgadzam się z Tobą, że czasem, a nawet często(!) negatywna ocena może być wartościowsza niż pozytywna (już zwłaszcza kiedy ta pozytywna jest fałszywa), i masz tu niezwykłą racje ujmując to słowami: "wyrażona w dobry sposób", gdzie dobry sposób uznaję jako taki, że kolega/koleżanka, przyjaciel/ przyjaciółka, ktoś z rodziny, bierze Cię za rękę, odciąga na bok i mówi prosto z mostu i bez ogródek: Słuchaj to nie jest dobry pomysł bo, to, to i to, albo: Może przemyśl to sobie jeszcze raz bo konsekwencje twojej decyzji mogą być takie, takie i takie więc bądź tego świadomy.

    Heh, ludziom bardzo trudno jest przyjąć krytykę więc zalejmy ich żółcią, może w koncu nauczą się ją pokornie przyjmować! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz