Wakacje zaczęłam od malowania mieszkania. Ha! Malowania! Żeby tylko. Powiem tak, o gładziach, gruntach i zacierkach wiem już wszystko, a świat akrylowych i lateksowych farb nie kryje już żadnych niejasności.
Oprócz remontu staram się uporać z parą gołębi, która ostatnio wbiła mi się na chatę. Teraz przylatują już na balkon regularnie i jeśli tylko drzwi balkonowe są otwarte, nie przepuszczą okazji. Ostatnio budzi mnie głośne (BARDZO GŁOŚNE) gruchanie. Pchnięta niepokojem zwlekłam się z łóżka zbadać sytuację. Ptaszyny zupełnie niezmieszane, spacerowały między farbami po przedpokoju. Rozgościły się na amen. Mimo wszystko musiałam im delikatnie zasugerować opuszczenie lokalu. Obrażone podreptały ku wyjściu.

Uwielbiam tuniki. W gorące dni sprawdzają się rewelacyjnie. Szerokie. Obszerne. A mimo wszystko w subtelny sposób okrywają ciało. Poniższa skusiła mnie egzotycznym printem (!) i kolorystyką. Jeśli uda mi się wyrwać w tym roku z Wrocławia to z pewnością zabiorę ją ze sobą nad morze.