Pamiętam, że kiedyś tez były takie zimne noce. Było takie samo powietrze. Zamiast spać zwiedzało się o północy miasto. Może dlatego do dziś nie widzę niczego niepokojącego w samotnym szwendaniu się ulicami w środku nocy. Boję się natomiast zadzwonić do obsesyjno-kompulsywnego szefa, w celu przeprowadzenia z nim męskiej rozmowy, jak przystało na kobietę w pewnym wieku (o matko, chce piątkę za surrealistyczne władanie słowem!). Boje się, że stracę swoją autonomię i popadnę w zniechęcenie (to straszne), a na koniec uwikłam się z nim w toksyczny związek, który prowadzić będzie jedynie do autodestrukcji, koniec bajki.
Wszystko przez błędną echolokację (ani składu, ani ładu, wiem, ale są mi podobne rzeczy najmniej potrzebne na chwilę obecną), zła ocena sytuacji, zawsze prowadzi do jakiejś tragedii, mniejszej lub większej, ale jednak. Dlatego szkoda mi biednych oszołomionych nietoperków. Każdy z nich czuje się śmiertelnie oszukany, kiedy dotąd sprawne zmysły zawiodą.




Komentarze