Próbowałam wczoraj wprowadzić się w stan utajonej świadomości o porze wcześniejszej niż zwykle. I okazało się to pomysłem niestety nie najszczęśliwszym gdyż przedwczesne zasypianie, podczas gdy wszystkie impulsy nerwowe mkną po neuronach jak poparzone, zwykle nie wychodzi.
Nie poddajemy sie jednak. Jesteśmy walecznym ludem. Nie chce po dobroci to należy go do siebie zwabić podstępem. Wypróbowaną już sztuczką na sen jest udawanie, że ten zaraz nastąpi. Konieczne jest zamknięcie oczu (pod żadnym pozorem nie należy ich otwierać). Niestety... nie wyszło... zwykle wychodzi, ale tym razem sie nie udało. Otworzyłam oczy i nawet nie wiadomo kiedy zaczęłam analizować cienie na ścianie. Potem wcale nie było lepiej bo dopadły mnie myśli  zakrawające o fatalizm egzystencjalny. Z takimi jest najgorzej. Jak już wpadnie się ich sidła, nikłe są szanse na uzyskanie spokoju przed rozpatrzeniem kilku różnych perspektyw jednego problemu, a tych z kolei nie brakuje. przyczynowo-skutkowość, argumenty i kontrargumenty...  wszystko to męczy, męczy, męczy... męczące jest szukanie prawdy i ciągłe mijanie się z nią.

Komentarze