Wieczór panieński inaczej



Jest problem. Jeszcze jakiś czas temu, kiedy przyszły do mnie na sesję, pewne urodziwe panny, gdzie oprócz prosecco, kwiecie i wieńce sypały się gęsto, łudziłam się, że coś się zmienia. Ale nie.

Jest problem z wieczorami panieńskimi. Nie wiem czy to kwestia braku pomysłów, kreatywności, czy po prostu osobom, które organizują dla panien młodych takie rzeczy po prostu nie chce się wysilić żeby poszukać w internecie gotowych pomysłów, będących jednak czymś innym niż utarty schemat z najgorszych kiczowatych komedii z tym motywem przewodnim. Ciągle obecny jest połysk poliestrowych szarf i inne oklepane do bólu gadżety. Nie mam pojęcia jakim cudem, nie przejadły się też przez te wszystkie lata balony. Jest to według mnie pójście po najłatwiejszej linii oporu. I w końcu, nie rozumiem czym motywowany jest wybór, czarnych, krótkich sukienek. Prawdopodobnie w domyśle ma to wyglądać atrakcyjnie, ale... finalnie efekt jest groteskowy, a na zdjęciach, postacie w małych czarnych, to zlewające się ze sobą czarne plamy. Skrają formę, tego typu wieczorów sparodiowała w swoim filmie Pan Lis.

Jeśli więc tak wygląda najpopularniejszy obraz tego wydarzenia, wcale mnie nie dziwi, że spora część dziewczyn wzdryga się z niesmakiem na samą myśl!
A wystarczyłoby tylko zresetować ten obraz w głowie. Zapomnieć o oklepanych, powtarzanych w kółko formach...
Kiedy ja zamykam oczy i myślę o wieczorze panieńskim to widzę beztroskę i swobodę. Kolory są jasne, nienachalne. Sukienki, luźnie, niekrępujące ruchów, wygodne i przyjemne w dotyku. Długie pięknie układają się w ruchu. Jest dużo kwiatów, dobrego jedzenia i owoców. Alkohol jest mile widziany, ale nieobowiązkowy. Są rozmowy, wspólne plecenie wianków, lub makram. A wszystko to skąpane w ciepłym, letnim powietrzu, z dala od zamkniętych pomieszczeń i sztucznego światła. Promienie zachodzącego słońca, wpadają w czesane wiatrem pukle dziewczęcych włosów. Nikt się tu niczym nie przejmuje, nie martwi o wygląd, nie stara przyjmować sztucznych dla siebie póz. Panuje swoboda. Nikt nikogo nie ocenia. Jest czerpanie przyjemności ze wspólnie spędzanego czasu.




 Ta sesja miała być poniekąd interpretacją tej sielankowej wizji. A do tego chęcią przedarcia się przez schamat idealnych sesji stylizowanych, gdzie wszystko jest od linijki, a nacisk na perfekcję zabija naturalność i świeżość.



 Tutaj brak perfekcyjności stanowi siłę, a obrazy mimo swojego baśniowego klimatu hipnotyzują realnością.

 Spójność kolorystyczna sukienek daje poczucie harmonii, a spokojne, stonowane kolory, nie odwracają uwagi, od twarzy, oczu i uśmiechów.








Sesję miałam przyjemność stworzyć wspólnie z:

Modelki:  Estera, Alina i Iga
Makijaż i fryzury:  Agnieszka Jarosz
Sukienki, buty i biżu:  Elementy
Pomoc przy aranżacji i backstage'u: Mieszkanie w kamienicy


A tutaj film stworzony przez Marka, który idealnie oddaje atmosferę tamtego, przemiłego dla nas wszystkich dnia:





Więcej o okolicznościach naszej sesji w starej szklarni można poczytać u Bridalblogg i Mieszkanie w kamienicy, zajrzyjcie tam koniecznie! 




Komentarze