Sesja w starej szklarni
Hejka! Tak się zarzekałam, że to już jest koniec, że nie ma już nic i w ogóle to proszę się rozejść bo nie ma na co patrzeć. Powrotów do blogowania nie będzie. Koniec, kropka. A nawet wykrzyknik!
Tymczasem, nie minęły 3 miesiące, a ja znowu klikam stary, dobry, ale nadszarpnięty zębem czasu Nowy post.
W styczniu pisałam o tym, że chcę ponownie zorganizować wypasioną sesję, z nie jedną, ale z trzema modelkami, podczas której powstaną zdjęcia ilustrujące co mi w duszy gra. A melodie wygrywał mi stary drewniany stół, zastawiony kwiatami, porcelaną, ceramiką z historią, usiany smacznymi dobrociami. Stół miał stać pośród tajemniczej, magicznej przestrzeni. Konkretów nie było, ale miało być to alegorią stołu Szalonego Kapelusznika z Alicji w Krainie Czarów. Ten motyw nie miał być nachalny, miał być zaledwie muśnięciem. Miał być kamieniem węgielnym, z którego swoje pędy puściłaby bujna latorośl sielanki, którą tak uwielbiam portretować! Sielanki nasączonej światłem i ciepłem, szczerym śmiechem i pogodną spokojnością. A żeby pięknym rzeczom stało się zadość, cały ten wajb, miał być okraszonym pochwałą siostrzeństwa i dziewczyńskiej przyjaźni.
Może brzmi to trochę jak maturalna analiza powieści, ale gdybym zamiast fotografką, była reżyserką, to właśnie taki film bym nakręciła!
Zacznijmy od miejsca. Rozglądałam się za czymś odpowiednim po Wrocławiu i okolicach, ale na początku kompletnie nie brałam pod uwagę szklarni. Poszukiwania okazały się pasmem mikro rozczarowań, ale na szczęście w końcu mnie oświeciło. Pierwotnie mieliśmy zrobić sesję w starej szklarni na obrzeżach Wrocławia, ale ostatecznie zdecydowałam, żeby wybrać się w dalszą podróż, ale do o wiele bardziej znajomej lokacji. Proszę nie pytać o współrzędne tego miejsca, jest to teren prywatny, a my zobowiązaliśmy się do dyskrecji.
Modelki były trudnym orzechem do zgryzienia! Bo gdzie obecnie się ich poszukuje? Na pewno nie na spowitym pajęczynami maxmodels. Facebooka nie mam, więc pozostał mi instagram. Ale co ciekawe! Zaobserwowałam tu swoistą niszę. Wśród zalewu kont tupu flat lay, mama Oli i Jacusia, fashion blogerek, testerek kosmetyków, czy profili wnętrzarskich, praktycznie nie występują profesjonelnie prowadzone profile nie profesjonalnych, czytaj agencyjnych, wybiegowych ale właśnie photomodelek. No ni cholery, nie ma takich profili. A przynajmniej nie na naszej dolnośląskiej ziemi.
Co mam na myśli, mówiąc prowadzony w sposób profesjonalny? Ano, to, że motywem przewodnim takiego profilu jest właśnie fotografia a nie prywata, z rzadka przepleciona jakimś anonimowym portretem z niewiadomego źródła. Fotografia podana w schludny sposób, z szacunkiem dla pracy fotografa, a także innych osób, których wkład widoczny jest na zdjęciu. Gdzie autor zdjęcia jest oznaczony, wiemy kto odpowiada za mejkap, jakiej marki są ubrania, które wzięły udział w sesji i tak dalej... Taki obraz zachęca do współpracy, niesie konkretne informacje o danej osobie i budzi zaufanie.
Podobnie jak Iga, która również zna się na rzeczy, a w swej szaloności dołączyła do naszej ekipy na 3 dni przed dniem realizacji. Mało tego! Specjalnie zmieniła w pracy grafik, żeby móc się z nami wybrać... ale nie, nie zrobiła sobie w ten dzień wolnego. Pracowała z rana, przyjechała do nas SAMA Z KŁODZKA, a potem musiała wrócić jeszcze do pracy. Wow! No i człowiek rozwalony na łopatki. Można? Można!
Eseczka już sto lat nie pozowała przed moim obiektywem bo teraz jest poważną panią inżynier, która pisze pracę magisterską na polibudzie, a w wolnych chwilach podróżuje.
Ale jako, że jest moją siską i osobą, której jako jednej z pierwszych robiłam zdjęcia to wiedziałam, że będzie potrafiła ogarnąć temat. Ale żeby nie było jej zbyt lekko w życiu, dołożyłam jej bycie naszą drugą kierowcą. Oczywiście w grę weszło przekupstwo i widmo moich nadchodzących urodzin, bez tego mogłoby nie pójść tak gładko :>
Dziewczyny spisały się fenomenalnie. Wiedziały co chcę osiągnąć i w dniu zdjęć, mój zasób komunikatów ograniczał się tylko do: pięknie, pięknie, pięknie - w formie przecinka, między kolejnymi pstryknięciami. Fotogeniczność jest tu oczywistością, ale cudownym odkryciem była skala entuzjazmu, energii i otwartości umysłów. Dziewczyny były wsparciem, pomocą, inspiracją, 3 muzami i nieustannie śmieszkującymi ziomeczkami. Tak trzeba żyć, joł!
Aga już w zeszłym roku zapoznała się z preferowanymi przeze mnie klimatami i dała znać, że i ona sama z nimi mocno sympatyzuje. Byłam więc spokojna, ale nie byłam przygotowana na tak cudowne oddanie mojej wizji. Trochę szokłam. Aga wie, że lubię naturalność, kocham efekt, włosów czesanych wiatrem, niesforne kosmyki, w stylu aj łok ap lajk dat, mam słabość do rusałczych looków, ale wow... to jest artystka! Nic jej praktycznie nie mówiłam, pokazałam tylko kilka zdjęć, żeby miała zarys, a ona stworzyła bajkę! Brwi były jak trzeba, rzęsy jak trzeba, policzki jak trzeba, cienie i kolory ust sprawiały, że kręciłam głową z niedowierzaniem. Może się wydawać, że naturalny makijaż to dwa miźnięcia, że nie ma tu za wiele roboty. A jest wręcz odwrotnie! Dobry makeup no makeup jest szalenie trudny do zrobienia! Żeby go uzyskać trzeba zapomnieć o klasycznych, popularnych w obecnych czasach technikach makijażu. Trzeba wyjść poza schemat. I Aga to potrafi.
Przekazała do użytku swoje kamieniczne skarby i przejęła pracę nad bekstejdżem.
W całość idealnie wpasowały się Elementy, które dopełniły obrazu, nadały klasy i stonowanego szyku. Na miejscu była z nami przemiła Daria, która pomagała dziewczynom się ubrać i puszczała nam najlepszą czilową muzykę świata!
Marek, ostoja spokoju zawiózł nas wszystkie na miejsce i objął stery naczelnego filmowca, więc jeśli wszystko się powiedzie być może doczekamy się również bekstejdżowego filmu, oł je!
To nie miała być tylko sesja. To miał być fajny, dobrze spędzony dzień, który wniesie wartość, powiew świeżości, pobudzi szare komórki i naładuje akumulatory na resztę roku. I tak chyba właśnie się stało, bo wszystkie wróciłyśmy do domu maksymalnie wyeksploatowane, ale jednocześnie ultra szczęśliwe.
Z poczuciem, że to było to!
Efekty, w stosownym czasie pojawią się tutaj.
Dobra, powiem wprost: muszę kończyć bo piszę tego posta już prawie cały dzień, a Gra o Tron sama się nie obejrzy! Ten post przypomniał mi jak miło jest pisać dłuższe teksty, i jak fajnie jest czasem odpłynąć, ale przypomniał też dlaczego już nie piszę bloga: matko bosko ile to trwa!!!
Jak miło Cię czytać!!! Szkoda że już tego bloga nie prowadzisz, baaaardzo lubiłam!
OdpowiedzUsuńSesja robi świetne wrażenie!
Aaa kłaniam się nisko i przesyłam uściski za tak ciepłe słowa!
OdpowiedzUsuńPoczytać już co prawda nie można, ale można posłuchać :)
--> https://www.youtube.com/channel/UCB-MPTBk_ArYyRcdxXAgfNQ?view=